piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 31



Stałam na środku lonżownika i wydawałam komendy głosowe Diablicy. Stałam tak od dwudziestu minut, a czułam jakbym stała tam całą dobę. Nie ma co się dziwić. Przyszedł listopad. Zimno, szaro i deszczowo. Na szczęście nie padało.
-Kłus!- zawołałam, a kobyłka z galopu przeszła do niższego chodu.- I stęp.
Podeszłam do niej i ją poklepałam.
-Dobra kobyłka.
Teraz przyszedł czas na mój plan. Wiem, że to było głupie, ale już po prostu nie mogłam wytrzymać. Ciągnęło mnie do tego strasznie. Podeszłam do barierki, na której wisiał mój toczek. Założyłam karej hackamore, a sobie toczek. Podeszłam z nią do ogrodzenia. Stanęłam na belce, złapałam wodze i wskoczyłam. Koń stał niczym zaczarowany. Nic jej nie wzruszyło. Trochę się na niej powierciłam, by sprawdzić jak zareaguje, a ona-nic. Zero, więc dałam jej łydkę, a ona ruszyła grzecznie stępem. Zrobiłam parę okrążeń, a po chwili zawahania zakłusowałam. Jak dawno na niej nie siedziałam. Koń jechał spokojnie kłusem jakby nigdy nic.
-Dobry konik- szepnęłam do karej.- To może teraz galop?
I stało się zagalopowałam. Koń szedł po prostu IDEALNIE. Przeszłam do kłusa, a potem do stępa.
-Na dzisiaj wystarczy- powiedziałam klepiąc ją.
Stępowałam po ,,jeździe'' i zaczęłam płakać. Nie wiem dlaczego. Po chwili konik stanął i popatrzył się na mnie wzrokiem mówiąc jakby: ,,Przestań, przecież nic się nie stało''. Zaśmiałam się, bo wyglądało to naprawdę śmiesznie. Koń daje mi życiową radę. Poklepałam ją raz jeszcze i zeszłam. Otworzyłam drzwiczki i nie trzymając kobylastej zaprowadziłam ją do stajni. Założyłam jej derkę i skierowałam się do siodlarni by odłożyć ogłowie i toczek do szafki. Siedziała tam blondynka, która pisała coś na swoim telefonie.
-W czymś mogę służyć?-spytałam.
-O! Dzień dobry-uśmiechnęła się do mnie.- Byłam umówiona z panem Danielem. Czy jest on gdzieś w pobliżu?
-Niestety nie ma, bo wyjechał po paszę dla koni.
-Ach! No cóż. To ja przyjadę tu jutro- powiedziała i wyszła.
-Kto to był?-zapytałam sama siebie, bo skądś ją znałam tylko nie wiem skąd.
Usiadłam na kanapie i zrobiłam sobie herbatę. Po chwili wszedł tu Antek.
-Wiesz co?- zapytałam.
-No co?
-A może by tak zmienić imię Diablicy? No bo ona jednak jest już łagodniejsza i te imię brzmi tak jakby była koniem z piekła- stwierdziłam popijając herbatkę.
-W sumie racja. A jakie imię proponujesz?- zapytał.
-Właśnie nie wiem-zastanawiałam się przez chwilę.- A może Filadelfia?
-Fajne, a może De Gabura?
-Hmm... De Gabura fajniejsze-powiedziałam, a na buzi Antka pokazał się triumf zwycięstwa.- Od dzisiaj mój koń nazywa się Gabryśka. Nie no spoko.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jestem! Ostatnio uwielbiam czytać blog Gosi, który jest tutaj i stwierdziłam, że też chciałabym coś takiego pisać, więc na tym blogu :D zmienię wszystko i będę tam coś pisać z moich jazd, bo coraz bardziej jestem z siebie zadowolona :P Oto mój taki jakby pamiętniczek z końskiego życia :D Kliknij tutaj!
Do następnego postu :D