czwartek, 28 listopada 2013

Rozdział 11

Rozdział 11

                                                 4 miesiące później

Siedziałam sobie z Klaudią i popijałam kakao, kiedy przyjaciółka powiedziała, że musi już iść. Wyszłyśmy razem z przed stajnie, a grudniowy przymrozek dawał się we znaki. Dziewczyna skierowała się do wyjścia, a ja do domu. Była sobota, więc zawsze z tatą robiliśmy wtedy kurczaka. Tak było i teraz. Umyłam ręce, założyłam fartuch i razem z ojcem zaczęliśmy gotować. Podczas gotowania była długa cisza, którą przerwał tata.
-Zastanawiam się, aby wycofać szkółkę i zacząć hodowle koni sportowych, albo mieć stajnie prywatną. Co ty na to?
-Czy ja wiem. Może to i dobry pomysł, ale nie mamy ogiera, aby zacząć hodowlę, ani klacz z dobrymi papierami i talentem.
-No tak.-powiedział-Ale przecież możemy posprzedawać niektóre konie.
-Musimy się nad tym poważnie zastanowić. No, bo przecież potrzebny nam jest trener, zawodnicy, więcej stajennych, a ja jestem całymi dniami w szkole.
-Na początku może zaczniemy od stajni prywatnej bez szkółki, bo te dzieciaki mnie już zadręczają.
-A kasa?-zapytałam- Bez kasy nic nie osiągniemy...
W sumie racja.-powiedział- To może hodowla sportowców? Mój kolega ma do sprzedania ogiera hanoverskiego i arabskiego, a że się znamy to obniży mi cenę.
-A klacz?
-Diablica!
-Nie, nie i nie. Ona nie jest do hodowli.
Włożyliśmy kurczaka do piekarnika i pozostało nam tylko czekać. Wzięłam laptopa i weszłam na stronę koni sportowych. Zobaczyłam piękne konie, a najbardziej w oczy rzuciła mi się siwa klacz angloarabska. Kliknęłam na jej rodowód. Same konie sportowe. Głównie skoczki, ale ujeżdżeniowców też parę było. Przeczytałam także jej opis:

KLACZ ILUZJA, NA SPRZEDAŻ!!!

Iluzja to 6 letnia, siwa, klacz angloarabska. Dziecko (14 lat) zdawało na niej srebro. Miła, spokojna i towarzyska. Świetnie skacze. Nadaję się do sportu jak i hodowli. Sprzedaż po wcześniejszym kontakcie.

Kiedy przeczytałam opis od razu pobiegłam do biura i pokazałam to ojcu. Czytał, oglądał zdjęcia, a to znów czytał.
-I!?
-Co i?!-zapytał- dawaj telefon i dzwonimy do tego faceta.

                                                                           ***

Iluzja przyjechała do nas po dwóch dniach. Przyjechały także ogiery, ale niestety musieliśmy sprzedać niektóre konie. W stajni na czterdzieści boksów, piętnaście stało pustych. Miały też przyjechać konie prywatne, same klacze sportowe, aby je można było pokryć.
-Skoro zaczynamy nowe życie stajni, to może potrzebna jest jej inna nazwa?-powiedział tata, kiedy siedziałam w pokoju mamy na łóżku.
-Może i tak. Ale nie mam pomysłów, a ty?
-A polska czy angielska nazwa?
-Angielska.
-To może... Second dream?
-Drugie marzenie... To nawet pasuje. Jestem za.
-To od jutra na ścianie stajni, będzie wisieć napis ,,Stajnia Second Dream''
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wena, wena i jeszcze raz wena!!!!!!!!!!!!!!!! ♥ Ja nie wierzę 11 rozdział. Dziękuję za wytrwałość i 685 wejść ♥♥♥ Piszcie jak wam się podoba. Pozmieniam także zdjęcia koni i dodam Iluzję i te dwa ogiery ;)

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 10

Rozdział 10

Nie wychodziłam z pokoju od dwóch dni, ale postanowiłam, że dzisiaj wyjdę, ponieważ ile można tu gnić?! Założyłam bryczesy, sztyblety i sztylpy i wyszłam z domu. Kiedy weszłam do stajni unikałam wszystkich nawet Adama i Klaudię, ale oni nie uciskali. Weszłam do siodlarni po sprzęt Diablicy. Na szczęście nikogo nie było. Wzięłam to co potrzeba i podeszłam do klaczki, a ona zarżała. Wyczyściłam ją i osiodłałam. Nie chciało mi się jeździć w kółko, więc pojechałam w teren. Jechałam sobie spokojnym stępem po galopie, kiedy Diablica stanęła w miejscu i zaczęła się patrzeć w jeden punkt za drzewami. Próbowałam coś zobaczyć, kiedy klacz nagle zerwała się dzikim galopem. Próbowałam ją zatrzymać, ale nic z tego. Zobaczyłam gałąź, nie zwykłą gałązkę, ale sporą i już wiedziałam, że jej nie zatrzymam. Próbowałam z całej siły, kiedy głową walnęłam o gałąź. 

                                                                              ***

Jasność, widzę jasność. Otworzyłam oczy. Byłam w małym pomieszczeniu z jakimiś sprzętami. Byłam w szpitalu. Kiedy wszystko sobie przypominałam do sali weszła pielęgniarka.
-O, widzę, że się obudziłaś.-uśmiechnęła się do mnie
-Byłam-zachrząkałam- w terenie, na Diablicy i walnęłam w coś głową.
-To prawda.-powiedziała- i byłaś w śpiączce dwa dni, pamiętasz wszystkich?
Zastanowiłam się o co jej chodzi. A no tak!
-Tak. Mam chłopaka, przyjaciółkę, mieszkam z tatą, który prowadzi stajnię.-powiedziałam
-Zgadza się.
-A co z urazami?
-Miałaś wstrząs mózgu, ale teraz jest lepiej. Tylko pamiętaj, że teraz masz się nie przemęczać.
-Jasne.
-Zaraz zadzwonię do twojego tatę, aby po ciebie przyjechał.-po czym wyszła.
Ze szpitala wyszłam dopiero, gdy lekarze stwierdzili, że wszystko jest OK, czyli w domu byłam ok, dwudziestej drugiej, po czym od razy poszłam spać.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest taki sobie. Mi się nie podoba, ale jest.

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 9

Rozdział 9
Diablica stała obok mnie, a ja powoli zakładałam jej kocyk na grzbiet, a ona ani drgnęła. Przypięłam dwa uwiązy do kantara i założyłam siodło. Poklepałam ją i zdjęłam siodełko. I tak parę razy, dopóty, dopóki nie postanowiłam, że założę jej ogłowie.  Nic, zero reakcji, że zbliżam się z czymś do niej, co dziwne, wzięła wędzidło. Odbezpieczyłam strzemię i włożyłam do niego nogę. I znowu tak parę razy, do kiedy, odbiłam się od ziemi i wsiadłam na nią. Dałam łydkę i popchnęłam dosiadem, a ona od razu ruszyła stępem. Minęło dwadzieścia minut, a ona chodziła perfekcyjnie, tak jakby była zajeżdżona. Dałam znak i ruszyłyśmy kłusem, a moja buzia rozwarła się, jakby zobaczyłabym kosmitę. Jak to możliwe, że ona reaguje tak dobrze na pomoce. Przecież niby jeszcze nikt na niej nie jeździł.-pomyślałam. Jechałam kłusem ćwiczebnym i ułożyłam to co trzeba do zagalopowania. Od razu zareagowała i galopowałyśmy sobie. Po skończonym treningu nadal byłam zdziwiona. Zaprowadziłam klacz na pastwisko i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam komputer i wyszukałam numer do dawnej stajni, gdzie znajdowała się Diablica. Wykręciłam telefon i chwile odczekałam.
-Halo?!-powiedział głos w słuchawce
-Dzień dobry, czy to stajnia Super Horse?-spytałam
-Tak. W czym mogę służyć?
-Ja mam pytanie w sprawie konia.
-Jakiego?
-Diablicy. Czy ona była zajeżdżona?
-Oczywiście, ona skakała z jeźdźcem z metr, ale z możliwościami na więcej.
-Aha...
-A coś się stało?
-Nie tylko tak pytam.-powiedziałam- A i ile ona ma lat?
-Diablica urodziła się w styczniu w 2006 roku, więc ma siedem lat.
-Aha to bardzo dziękuję i nie przeszkadzam.-powiedziałam po czym się rozłączyłam.
Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Poszłam do taty i chciałam mu wszystko opowiedzieć, ale on wygonił mnie i zamknął za mną drzwi, więc poszłam do Klaudii, która właśnie była na hali i skakała z Lego. Nie zobaczyła mnie, więc kiedy skończyła przejazd zaczęłam jej bić brawo.
-Och dziękuję wszystkim, naprawdę-zaśmiała się
-Powiem szybko i ci nie przeszkadzam.-powiedziałam- Diablica ma siedem, a nie trzy lata, to po pierwsze. Po drugie jest zajeżdżona, a po trzecie skacze z jeźdźcem metrówki.
-Jak to?-spytała
-Tak to. Ja już lecę, papatki.- po czym skierowałam się znowu do pokoju i zasnęłam zmęczona wszystkim.
                                                                     ***
Obudziłam się około ósmej. Ubrałam się i wyszłam na podwórze, gdzie powoli zaczynały się jazdy. Weszłam do stajni i zauważyłam nowego konia Ramzesa, a pod imieniem były wszystkie jego informacje, także właściciela.
-Czego tu chcesz? Idź sobie, bo pierwsza grupa już wsiada.-uśmiechnęła się dziewczyna, która za mną stała. Była to wysoka blondynka o niebieskich oczach.
-Jakbyś nie wiedziała jestem córką właściciela, a ty kim?
-Właścicielką Ramusia.
-Ramusia?
-Ramzesa, ale wiesz takie ciumcioki jak ty mogą tego nie wiedzieć.
-Aha...-byłam już wściekła- A jak masz na imię?
-Aneta Szutkiewicz. Mam siedemnaście lat, a także brązową i srebną odznakę.
Nie odpowiedziałam, tylko odeszłam. Wiedziałam, że jest z nami lafiryndra, która uważa się za najlepszą. Podeszłam do boksu Gracji i Diablicy, które były obok siebie i dałam im marchewki.
                                                                     ***
Zerwałam się nagle. Była mniej więcej druga nad ranem. Coś kazało mi wstać i pójść do stajni. Założyłam bluzę, buty i wyszłam z domu. Zapaliłam światło i zaczęłam podchodzić do koni patrząc czy wszystko jest OK. Nagle mnie zamurowało. Gracja leżała i się nie ruszała. Zadzwoniłam szybko do taty, a po chwili był już przy mnie. Zadzwoniliśmy po weterynarza, a on przyjechał błyskawicznie. Jak już ją zbadał to powiedział ,,Okazało się, że klacz miała wewnętrzny krwotok i zdechła''. Po tych słowach pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Zaczęłam płakać i nienawidzić rzeczywistości.
----------------------------------------------------------------------------------------
To jest chyba najdłuższy rozdział, który kiedykolwiek napisałam i to w pół godziny!!!!! Opis Diablicy zmienię i dodam Anety i Ramzesa. Może nawet jeszcze dzisiaj ;) Więc tak... Mam nadzieję, że się spodoba.

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 8

Rozdział 8

Z terenu wróciłam o piętnastej i postanowiłam, że coś porobię z Diablicą. Rozsiodłałam Grację i wypuściłam ją na padok. Sprzęt zaniosłam do siodlarni i weszłam do boksu klaczy. Od razu odwróciła się do mnie tyłem i zaczęła się szczurzyć, lecz ja się nią nie przejmowałam. Klepnęłam ją delikatnie po łydce dając jej znak, że sobie tego nie życzę. Zaczęłam ją czyścić okrężnymi ruchami. Kiedy wychodziłam z boksu, klacz delikatnie szmyrchnęła mnie pyskiem. Zaśmiałam się i dałam jej marchewkę. Miałam iść do domu, kiedy postanowiłam, że zrobię z Diablicą Joing-Up. Wzięłam lonżę z siodlarni i przypięłam ją do kantara klaczy. Wyszłyśmy z boksu i skierowałyśmy się na lonżownik. Kiedy tam się znalazłyśmy, zamknęłam bramkę, odpięłam klacz i odgoniłam ją od siebie. Klacz biegała kłusem już od dwudziestu minut, a nie było widać postępów. Kiedy już miałam ją wołać, zauważyłam, że klaczka opuszcza łepek w dół i zaczęła ruszać pyskiem jakby coś przeżuwała, a także skierowała uszy w moją stronę. Odwróciłam się do tyłu. Usłyszałam jak się zatrzymuje. A potem poczułam dotkniecie na ramieniu. Odwróciłam się i ją poklepałam. Zaczęłam chodzić w kółko, a ona za mną. Nagle do mojej głowy wpadł szalony pomysł. Skoro mi zaufała, to może na nią tylko wsiądę, żeby przyzwyczaić ją do jeźdźca. Złapałam ją za kantar i podprowadziłam do ogrodzenia. Weszłam na barierkę, a potem delikatnie na niej usiadłam, a ona nawet nie zareagowała. Zacmokałam, a Diablica ruszyła stępem. Zacmokałam drugi raz i klacz ruszyła kłusem. Pewnie musieli ją trenować do pokazów-pomyślałam. Pogoniłam ją i ruszyłyśmy galopem, ale tylko pół kółka, bo dziewczynka zorientowała się, że ktoś na niej siedzi i strzeliła serie baranków, a że byłam bez siodła i ogłowia, to oczywiście spadłam i straciłam przytomność.

                                                                       ***

Obudziłam się po pół godzinie na piasku obok leżącego, karego konia. Podniosłam się, a Diablica ze mną. Przypięłam lonżę do kantara i zaprowadziłam klacz do boksu. Wyszłam od niej i skierowałam się do swojego pokoju.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc jest. Taki krótki, bo nie mam czasu. Teraz rozdziały będą o Diablicy :) To będzie nawet ciekawe, bo mam pomysły! Dzisiaj na przyrodzie była wielka beka, ponieważ: siedziałam sobie, no powiedzmy, że grzecznie xD a w ćwiczeniach mamy biedronki z flagami do okładki, a mojemu koledze coś odbiło i zaczął mi te biedronki przyklejać na piórnik i tak rozpętała się BIEDRONKOWA WOJNA!!!!!!!!!!!!! Wymyśliłam plan: położę biedronkę, klejem do góry, kiedy wstanie of cours i kiedy usiądzie to mu się to do tyłka przylepi. No i zadziałało. Kiedy usiadł razem z koleżanką i kolegą zaczęliśmy się śmiać, a on zaczął wrzeszczeć: Gdzie mi to przykleiłaś!!!!!!!??????????? No powiedz!!!!!!!! Skapnął się dopiero kiedy wychodziliśmy po dzwonku. Jego mina bezcenna!!!!!!!!!!!! Dobra ja się z wami żegnam papa.

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 7

                                          Rozdział 7

                    Dwa tygodnie później

Byłam właśnie na ujeżdżalni z Gracją, kiedy przez podwórze przejechał Jeep z przyczepą. Zeszłam z klaczy i zaprowadziłam na pastwisko. Rząd powiesiłam na ogrodzeniu i pobiegłam do samochodu. Wyszedł z niego wujek Tomek.
-Hej Ola! Jest tata?-zapytał
-Tak już po niego biegnę-powiedziałam- A co tam masz?
-Zobaczysz-uśmiechnął się-A teraz leć po ojca.
Wpadłam pędem do domu i zaprowadziłam tatę do wuja.
-Co ty tu robisz?-zapytał
-Przyjechałem dać wam to-po czym poszedł opuścić rampę i wyprowadził karą klacz arabską, która kiedy tata do niej podszedł, zaczęła stawać dęba i próbowała gryźć i kopać.
-Jest piękna!-krzyknęłam
-Ma na imię Diablica, bo od źrebaka była agresywna. Kupiłem ją od kolegi za niedużą sumę i daję ją wam.-powiedział-A tak naprawdę tobie-po czym podał mi uwiąz, a ona od razy chciała mnie dziabąć, ale powsztrzymałam ją i stała nawet grzecznie.
-Naprawdę?!-spytałam
-Naprawdę. Ma ona dopiero trzy lata, więc trzeba ją zajeździć.-stwierdził-Macie wolny boks?
-Jasne. Chodź zaprowadzimy ją razem.
-Ty ją zaprowadź, a ja porozmawiam z Danielem.
Wujek razem z tatą poszedł do domu, a ja poszłam zaprowadzić Diablicę do boksu. Weszła do boksu, a ja postanowiłam, że pobędę z nią chwile. Wzięłam szybko szczotki z siodlarni i zaczęłam ją czyścić. Oczywiście próbowała mnie skubnąć, ale ja się nie dałam. Kiedy wyszłam klacz lśniła czystością. Wychodziłam z stajni, kiedy ktoś złapał mnie za rękę. Odwróciłam się i zobaczyłam Adama, a on nie czekając dłużej pocałował mnie w usta. Nie wiedziałam o co chodzi, ale tylko odwzajemniłam pocałunek. Po chwili oderwał się ode mnie i poszedł na przystanek, a ja do pokoju wróciłam uśmiechnięta.

                                                                         ***

Spojrzałam na zegarek. Była dziesiąta. Wstałam i poszłam do łazienki, w której wykonałam poranne czynności. Zeszłam na dół, a że nie byłam głodna wzięłam tylko jabłko na przegryzienie. Miałam wchodzić do stajni kiedy ktoś mnie przytulił. Oczywiście, że zobaczyłam Adiego. (to jego ksywka w stajni)
-Hej-powiedziałam po czym pocałowałam go w policzek.
-Cześć. Jedziemy w teren?
-Jasne.-lecz po chwili zastanowienia dodałam-Ale ty nie masz konia.
-Mam.
-Jak to?
-Rodzice załatwili mi dzierżawę Herkulesa.
-To świetnie.-uśmiechnęłam się-To na koń.

                                                                       ***

Jechaliśmy sobie spokojnie przez las. Zobaczyłam przed sobą polanę.
-Ścigamy się? Do końca polany-spytałam
-Jasne.-odpowiedział- Na miejsca! Gotowi! Start!
I ruszyliśmy. Na początku prowadził Herkules, ale ja się nie dałam i wygrałam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc tak... Oto jest rozdział 7. Natchnienie mnie dopadło przez to: http://www.youtube.com/watch?v=7MHs9qa8s1M  , no więc tak. Mam nadzieję, że choć trochę to wam się spodoba.

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 6

                                       Rozdział 6

Obudziłam się na kanapie. Pewnie zasnęłam kiedy oglądałam film-pomyślałam. Wstałam z kanapy i poszłam się ogarnąć do łazienki. Po około dwudziestu minutach byłam jak nowa. Zeszłam na dół i zrobiłam sobie tosty z serem i szynką. Zjadłam, popiłam piciem i spojrzałam na telefon. Jedno nieodebrane połączenie. Od taty. Odzwoniłam.
-Halo?
-Hej tu taj. Dzwoniłeś.-powiedziałam
-A no tak. Słuchaj wrócę za dwa dni, bo wujek Marcin zaprosił mnie do siebie.
-No ok, ale przecież masz jazdy!-czekałam zniecierpliwiona na odpowiedź
-I własnie w tej sprawie dzwonie.-powiedział- Ty je poprowadzisz. Mam grupę skokową i galopującą. Z tą drugą pojedź w teren, a z pierwszą idź na hale.
-Ok. A jakie konie mam wziąć?
-Sami wybiorą. Za godzinę masz skokową, a o trzynastej galopującą. A jutro nie mam żadnej. Muszę kończyć pa.- i się rozłączył.
Wyszłam z domu i poszłam do biura zobaczyć ile jest osób w grupie. W tej za godzinę trzy, a w tej późniejszej cztery. Ponieważ jeszcze było dużo czasu postanowiłam, że zrobię Joing-Up z Gracją. Podeszłam do ogrodzenia pastwiska i głośno gwizdnęłam. Klacz podniosła łepek i przybiegła kłusem do mnie. Wzięłam ją na uwiąz i zaprowadziłam ją na lonżownik. Odpięłam ją i odpędziłam ode mnie. Klaczka biegła po ścieżce kłusem, a ja pogoniłam ją do galopu. Potem kazałam jej zwolnić do kłusa. Po paru okrążeniach, klacz opuściła głowę, zaczęła ruszać pyskiem, jakby coś przeżuwała, a także skierowała uszy do mnie. To były te trzy znaki, na które czekałam. Odwróciłam się plecami do niej. Usłyszałam, że klacz się zatrzymuje, a po chwili słychać było jak stępuję. Poczułam szturchnięcie w ramię. Odwróciłam się i pogłaskałam ją po chrapach. Ktoś zaczął bić mi brawo. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Adama.
-Brawo.-powiedział
-Dzięki. Słuchaj dzisiaj prowadzę jazdy ojca, bo go nie ma. I zaczynam-spojrzałam na telefon- za pięć minut. Weźmiesz Grację? A ja idę im dać konie.
-Ok. A gdzie ją mam wziąć?
-Do boksu.- i pobiegłam do grupy.
Przed stajnią stały trzy dziewczyny w wieku piętnastu-szesnastu lat.  Kiedy do nich podeszłam nawet nie zwróciły na mnie uwagi.
-Czy to jest grupa skokowa?-zapytałam
-Tak, a co?-spytała jedna
-A nic będę dzisiaj na zastępstwie, bo tata wyjechał.
-Spoko.-powiedziała jedna dziewczyna, która chyba najbardziej się rządziła.-Czy mogę Lilię?
-Ok. Tylko załóż jej wytok.- powiedziałam- A i jak macie na imię?
-Ja mam na imię Zuzia, ale mów na mnie Zuza.-powiedziała ta, która chciała Lilię.
-Ja jestem Sandra. Czy mogę wziąć Herosa?-zapytała
-Jasne. A ty jak masz na imię?-spytałam
-Monika. Mam piętnaście lat i chciałabym wziąć Leidi.
-Ok. A teraz wszystkie do koni.- Krzyknęłam raźno.

                                                                         ***

Okazało się, że Zuza ma szesnaście lat, a Sandra piętnaście i chodzi do klasy razem z Moniką. Dziewczyny wsiadły na swoje rumaki, a ja kazałam im podjechać do mnie.
-Słuchajcie.-powiedziałam- Teraz każda niech się rozjedzie po hali i zrobi sobie rozgrzewkę, a ja przygotuję drążki i przeszkody.-powiedziałam- A ile już skaczecie?
-Jako grupa to pół metra, ale ja skaczę metr.-powiedziała Zuza.
-Dobra to bierzemy się do roboty.
Zaczęłam ustawiać półmetrowe przeszkody i parę drążków, a kiedy dziewczyny powiedziały, że są gotowe, kazałam im ruszyć kłusem. Potem kazałam im ruszyć galopem i najechać na stacjonatę. Po całym treningu dziewczyny zeszły z koni, rozsiodłały je, a także wyczyściły słomą. Potem ich już nie widziałam.

                                                                       ***

Upadłam zmęczona na łóżku. Wróciłam niedawno z terenu. Była dopiero osiemnasta, więc włączyłam radio i zaczęłam słuchać ESKI. Wzięłam także książkę. Czytałam i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I oto jest rozdział 6. Taki nudny i w ogóle, no ale. Nie widzę waszych komentarzy i to mnie zasmuca ;(
Mam nadzieję, że się podoba ;)

















niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 5

                                         Rozdział 5

Po wyczyszczeniu i osiodłaniu rumaków, wsiadłyśmy na nie i razem z Klaudią skierowałyśmy się w stronę lasu. Jest dopiero dziewiąta, a już jest prawie 27C (nwm jak zrobić kółeczko xD), a w lesie było o wiele chłodniej, więc mogłyśmy odpocząć.
-Jedziemy nad rzeczkę?-zapytałam
-Z ust mi to wyjęłaś.-zaśmiała się
-No to kto pierwszy?!- i ruszyłam dzikim galopem, a dziewczyna za mną.
Na początku prowadziła Klaudia, ale ja się nie dałam. Przycisnęłam mocniej łydy, zrobiłam półsiad i poluzowałam wodzę. I w taki o to sposób wyprzedziłam zdezorientowaną dziewczynę. Zwolniłam do kłusa i powolnym kłusem wjechałam do szerokiej rzeczki. Wyjechałam z niej i zatrzymałam konia. Zsiadłam, zdjęłam siodło, położyłam je na trawie i ponownie weszłam na grzbiet klaczy. Klaudia zrobiła to samo i razem z końmi pluskałyśmy się w wodzie. Po około dwóch godzinach wróciłyśmy do stajni. Całe mokre oczywiście. Kiedy inni nas zobaczyli zaczęli się śmiać w nieskończoność, a my z nimi. Zaprowadziłam Grację na pastwisko, a sama poszłam się przebrać. Weszłam do niedużego pokoiku, gdzie po prawej stronie znajduję się biurko, szafa na ubrania i komoda z szufladami. Na środku pokoju leżał puszysty, fioletowy dywan, a po lewej stronie było łóżko i nieduża szafa na końskie rzeczy typu bryczesy. Ściany były beżowe, a obok biurka jest okno z parapetem. Przebrałam się w krótkie spodenki i krótki rękaw. Wyszłam z pokoju. Już miałam schodzić kiedy zawróciłam i podeszłam do drzwi od pokoju mojej mamy. Nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi, weszłam i je zamknęłam. Usiadłam na łóżku. W pokoju nic się nie zmieniło, wszystko było na swoim miejscu, ubrania w szafie, a książki na półce. Podeszłam do regału i wzięłam pudło ze zdjęciami w rękę i wyszłam z pokoju. Razem z pudłem skierowałam się na poddasze stajni. Usiadłam na moim ulubionym miejscu, gdzie położyłam słomę tak, aby nikt mnie nie widział i tak, aby było mi wygodnie. Otworzyłam to co trzymałam w ręku i zaczęłam przeglądać zdjęcia. Wróciły wspomnienia, a przez nie zawsze płakałam. Tak było i teraz.

                                                                               ***

Pogoniłam Figurę, bo się zatrzymała. Właśnie byłam na lonżowniku i z nią trenowałam.
-Kłus!-krzyknęłam, a klacz od razu zareagowała.
Kobyłka zrobiła parę okrążeń, a potem wypuściłam ją na pastwisko do Czarusia. To mały kucyk szetlancki. Jest kasztanowato-srokaty i Figurę uważa za swoją najlepszą przyjaciółkę. Jakie było szczęście, że dzisiaj poniedziałek. W poniedziałki stajnia jest zamknięta, konie wtedy odpoczywają i nie kręcą się tu małe dzieci, które zadawają pytania typu: ,,To pani konik?'' , ,,Czy mogę pogłaskać?'' , a także drą się na całą stajnie. Oczywiście, że lubię dzieci, ale czasami mam ich dosyć. Weszłam do domu, a że nic nie było do roboty to włączyłam film pt. ,,Niezwyciężony Secretariat'' W połowie filmu przyszedł tata.
-Będę późno. Jadę po owies. Nie czekaj na mnie. Pa.-oznajmił i wyszedł
Siedziałam sobie na kanapie i wpatrywałam się w zamknięte drzwi.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

I o to jest rozdział 5. No nawet mi się podoba. NAWET. Nie wiadomo czy jutro idę do szkoły, bo mam katar, ból gardła i w ogóle, więc może będą częstsze notki w tym tygodniu. Papa xD