piątek, 9 stycznia 2015

Rozdział 32



Przeglądałam właśnie internet, kiedy przyszedł do mnie mail. Mail od Antka, a brzmiał on tak:

Hej!

Co tam? Wiedziałaś, że niedaleko nas są zawody? Skokowe pierwszego dnia, a ujeżdżeniowe drugiego. Co ty na to? Hm?

Pod treścią znalazłam link, więc w niego weszłam. Zobaczyłam stronę stajni oddaloną od naszej o około 15 kilometrów. Oferta była bogata. Za podium były naprawdę przyzwoite nagrody, bo za pierwsze miejsce można było wygrać ogłowie i dwa czapraki. Zobaczyłam listę startową i się załamałam. Łącznie, czyli i w skokach i w ujeżdżeniu brało udział sto koni! Oznacza to dużą konkurencje. Przeglądałam nazwiska i konie, ale jakiś wielkich sław nie znalazłam. Praktycznie same grupy sportowe z najbliższych stajen. Kliknęłam jeszcze w ,,Informacje''. Zawody odbywały się za trzy tygodnie. Jejku skoro za trzy tygodnie się rozpoczynały, a teraz wzięło udział sto koni, to ile będzie tych koni w dniu zawodów? Ale wracając do rzeczywistości. A może by tak się skusić? Chociaż przed ostatnimi zawodami straciłam dużo i nie wiem czy teraz bym podołała temu zadaniu. Chociaż może... Zastanowię się do jutra i dam znać wszystkim co postanowiłam. Odsunęłam się z krzesłem od biurka, zamknęłam laptopa i ubrałam się w cieplejsze ciuchy. Miałam zamiar wsiąść w siodle na Diablicę, a nie przepraszam De Gaburę. Zeszłam na dół mijając rodziców.
-Gdzie idziesz?-spytała mama.
-Do stajni. Chciałabym wsiąść na De Gaburę.
-Aha. No dobrze, ale wracaj szybko na obiad- zachowywała się jakość dziwnie i nie mam zielonego pojęcia dlaczego, ale się niedługo dowiem.
Założyłam nowe oficerki, które dostałam od mamy za dobre oceny, a także kurtkę, szalik i czapkę. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zimne podwórko. Nic się na nim nie działo, oprócz tego, że konie biegały na pastwisku. Otworzyłam drzwi od stajni, które głośno zaskrzypiały. Konie podniosły głowy i zarżały cicho. Skierowałam się do bosku Gabury.
-Hej śliczna-powiedziałam.- Wsiadam dziś w siodle wiesz?
Patrzyłam na nią jakbym czekała na jej odpowiedź, po czym poszłam do siodlarni po sprzęt. Wzięłam siodło, ogłowie, skrzynkę z szczotkami i uwiąz po czym znowu podeszłam do klaczy. Wzięłam uwiąz i zapięłam karabińczyk do jej różowego kantara z Fair Playa, a sam uwiąz zawiązałam na barierce od boksu. Wyczyściłam dokładnie jej karą sierść i kopyta, po czym założyłam ogłowie z nachrapnikiem meksykańskim. Wzięłam do rąk siodło i przez chwilę wahałam się czy je założyć czy nie, ale jednak je założyłam. Założyłam toczek i rękawiczki, a do ręki wzięłam bacik. Zdjęłam wodze z szyi klaczy i poprowadziłam ją na halę. Stanęłam przy schodkach, wdrapałam się na nie i zgrabnym ruchem znalazłam się w siodle. Złapałam dobrze wodze, włożyłam nogi w strzemiona i ruszyłam stępem. Koń szedł rytmicznym krokiem z podniesionymi uszami. Po dziesięciu minutach rozgrzewki zakłusowałam. Najpierw ćwiczebny, który na karej jest bardzo, ale to bardzo wygodny, a później zaczęłam anglezować. Poprawiłam nogę i zaczęłam kręcić wolty, by trochę pogimnastykować klacz. Chodziła świetnie bez zastrzeżeń. Porobiłam jeszcze parę zmian po przekątnej i pokręciłam ósemki. Przeszłam do stępa i poklepałam kobyłkę, bo spisała się na medal. Po chwili znów ruszyłam kłusem i poprosiłam ją, by zagalopowała. Zrobiła to od razu lecz nie chciałam zbytnio przemęczać jej po przerwie, więc zaraz przeszłam do kłusa i do stępa, po czym się rozstępowałam. Przytuliłam się mocno do niej i zaczęłam jej szeptać kojące słowa. Zatrzymałam się, wyjęłam nogi ze strzemion i zsiadłam z klaczy.
------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział dedykuję pewnej ,,osobie'' która swoimi komentarzami zachęciła mnie do pisania. W końcu pisanie jakiegoś rozdziału od jakiegoś czasu sprawiło mi przyjemność :D Mam nadzieję, że Wam się podoba :)

Szczęśliwego Nowego Roku!(lepiej później niż wcale :P)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz