piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 25



Siedziałam w samochodzie i patrzyłam przez okno jak pada deszcz. Muzyka leciała w radiu, a mama i niby mój tata siedzieli cicho. Zobaczyłam znajomy sklep, a potem domy. W końcu zobaczyłam podjazd do stajni. Wstrzymałam oddech. Teraz wszystko się zmieniło. Nie jestem tą samą Olą, która każdą wolną chwilę spędzała w stajni. Nie. Teraz odkryłam, że jestem małą myszką w polu, że nie mogę już robić tego co kocham. Nawet nie wiem jak wszyscy zareagują na mój widok. Może będą wściekli, bo koń ucierpiał, albo smutni, bo było im lepiej beze mmnie? Takie oto myśli mnie nachodziły.
-Jesteśmy w domu.-zawołała mama
Zatrzymaliśmy się, a rodzice od razu wysiedli i otworzyli mi drzwi. Wzięłam kule i powoli wstałam. Zobaczyłam wszystkich. Dosłownie. Byli tam stajenni, co mnie zdziwiło pani Agnieszka, która była instruktorką, Karolina i dużo więcej, lecz nigdzie nie widziałam Antka. Czy on mnie już nie kocha? A może nie mógł przyjść?
-O! Szanowna pani postanowiła wstać!- powiedział znajomy głos za mną.
Odwróciłam się i rzuciłam się tej osobie na szyję.
-Tak za tobą tęskniłam panno Klaudio!
-Ja też- odpowiedziała- A oto balony i tort powitalny dla ciebie. Taki jaki uwielbiasz czyli truskawkowy oblany czekoladą.
-Dziękuję, ale to nie było konieczne.
-Jak to nie! Byłaś w śpiączce przez miesiąc.
Uśmiechnęłam się i zaczęłam się z wszystkimi witać. Po małym przyjęciu postanowiłam, że pójdę już spać, bo jestem wykończona. Weszłam do domu, a potem powoli weszłam po schodach. Otworzyłam drzwi. Wszystko było na swoim miejscu. Wszystkie puchary stały na półce, a flo były przyklejone do ściany. Ubrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Zasnęłam nie mal od razu.

Jechałam na skaro-gniadym koniu, a jakiś mężczyzna mnie gonił.
Cwałowałam i cwałowałam, aż nagle spadłam. Zaczęłam
płakać, bo wpadłam do błota. Mężczyzna do mnie podjechał,
zszedł z siwego wałacha i zaczął się śmiać. 
-Dlaczego się ze mnie śmiejesz?                                                         
-A dlacego ty nie?                                                                                
I nagle uświadomiłam sobie w jakiej jestem sytuacji.
Zaczęłam się przerażliwie śmiać z samej siebie.


Wstałam i zaczęłam łapać oddech. Byłam cała spocona. Spojrzałam na zegarek. Była 02:30. Wyszłam spod, teraz mokrej, kołdry. Ubrałam się w jakieś dżinsy i byle jaką bluzkę. Zeszłam na dół i tam założyłam kurtkę i kozaki. Otworzyłam drzwi i skierowałam się do stajni. Stanęłam przed drzwiami. Zawahałam się, ale w końcu je otworzyłam. Zwierzęta od razu zarżały. Zapaliłam światło i jako pierwsze zobaczyłam kasztanowaty łepek, który paczał na mnie swoimi oczyma. Zaśmiałam się i do niego podeszłam.
-Hej śliczny! Co tam u ciebie?
Ramzes zarżał i zaczął przeszukiwać moje kieszenie. Otworzyłam boks i weszłam do środka. Zaczęłam go głaskać. Moja mała wiewiórka. 
-Chcesz się wybrać na spacer? Hmm?
Zaczął kiwać głową, tak jakby chciał powiedzieć TAK.
-OK.
Wzięłam kantar i mu go założyłam. Przypiełam uwiąz i wyszłam razem z nim. Nie wiem jak długo szłam, ale zaczęłam mu wszystko opowiadać. Zaczęło powoli świtać, więc wróciłam do stajni. Zostawiłam go w stajni, a sama poszłam do domu.
------------------------------------------------------------------------------------------
Hello ;) Wiem, że długo nie pisałam, ale w pensjonacie, w którym jestem przez parę dni nie było prądu, ale jestem :D Możliwe, że wieczorem jeszcze coś dodam, ale nie obiecuję ;) Rozdziała taki sobie, ale niedługo wróci jeden bohater i będzie nowy ^-^. Być cierpliwym xD

3 komentarze:

  1. A ona nie miała przypadkiem amputowanej nogi? :o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No miała ;) i też ma protezę :D W którymś rozdziale to napisałam xD Dlatego wątpie w mój talent do pisania :P

      Usuń