Bo to właśnie na końskim grzbiecie spełniają się największe marzenia. Na nim możemy poczuć kim tak naprawdę jesteśmy.
poniedziałek, 6 stycznia 2014
Rozdział 21
Siedziałam sobie w domu i czytałam książkę. Muzyka była włączona na maxa. Nie chciałam aby ktoś przyszedł. Chciałam być sama. Bez nikogo. Od tamtego dnia minął tydzień.
-Jedziemy do miasta i będziemy za dwie godziny.-usłyszałam z dołu, kiedy muzyka się skończyła.
To była świetna okazja do pojechania w teren. W sumie nie miałam na kim, ale pogoda była świetna. Wyjrzałam przez okno. Odjechali. Przebrałam się w bryczesy, założyłam ciepłe skarpety, sztyblety i sztylpy. Nie chciałam jeździć w termobutach, ponieważ było +11 stopni na dworze. Zeszłam na dół. Założyłam jeszcze czapkę, rękawiczki, kurtkę i wyszłam z domu. Miałam szczęście, ponieważ nikogo nie było w stajni. Otworzyłam drzwi.
-To co jedziemy na przejażdżkę?!-zawołałam radośnie
Konie na mój widok zarżały. Podeszłam do pierwszego boksu, w którym stał Ramzes. Pewnie go przenieśli-pomyślałam. Od czasu kiedy Aneta do niego przyszła minęły trzy tygodnie, więc wałaszek stał w boksie i nic nie robił.
-Chcesz się wybrać w teren?-szepnęłam
Wiem, że to koń Anety, ale napisała mi maila, że go nie chce i mam go wysłać do rzeźni, bo jest nie potrzebny. Żal mi się go zrobiło i postanowiłam, że się nim zajmę, bo Lego jedzie do Klaudii, ponieważ znalazła dobry pensjonat. Założyłam konisiowi niebieski kantarek i przypięłam do niego uwiąz. Postanowiłam, że wyczyszczę go w korytarzu. Przywiązałam go do haczyka i pospieszyłam do siodlarni po skrzynkę i sprzęt. Na święta dostałam nowe siodło dla Diablicy, ale skoro jej nie ma... Wywiałam te myśli daleko. Wyczyściłam go i osiodłałam. Podpięłam popręg, odbiezpieczyłam strzemiona i wsiadłam.
-OK. Czyszczenie zajęło mi pół godziny więc mam godzinę terenu i pół godziny, aby się ogarnąć i wrócić do pokoju.
Ruszyłam stępem. Skierowałam się na pagórki, gdzie uwielbiałam galopować. Przyszedł czas na kłus. Koniś szedł grzecznie i chyba był szczęśliwy, że nie męczę mu pyska munsztrukiem czy czarną wodzą. Pokłusowałam na pierwszą górke i się zatrzymałam. To miejsce było moim ulubionym. Wiem, że nie mieszkaliśmy w Bieszczadach czy na innym odludziu, lecz bez korków dwadzieścia minut do Warszawy. Naszczęście nikt nie zna drogi tutaj oprócz mnie. Z zamyślenia wyrwał mnie Ramzes.
-OK, OK. Już ruszamy.- Dałam znać do galopu, zrobiłam półsiad, a moje rozpuszczone włosy, których zapomniałam związać, latały za mną. Po czterdziestu minutach postanowiłam, że będę już wracać.
-------------------------------------------------------------------------------
Jestem xDD Sorry, że tak długo nie pisałam, ale nie było zbytnio czasu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak zwykle po czytaniu twojego bloga robie " Ahhhh" Jak bym patrzyła na ładnego chłopaka XDD
OdpowiedzUsuń