Bo to właśnie na końskim grzbiecie spełniają się największe marzenia. Na nim możemy poczuć kim tak naprawdę jesteśmy.
niedziela, 30 marca 2014
Rozdział 27
-A jeżeli się nie uda? Przecież wiesz, że jestem inna, niż wtedy.-powiedziałam do taty.
Stałam na środku lonżownika i na lonży trzymałam Diablicę.
-Uda się tylko musisz uwierzyć w siebie.- uśmiechnął sie
-OK.
Poluzowałam lonżę i odpędziłam od siebie klacz. Była u nas od dwóch tygodni i przytyła, a także zaczynała powoli błyszczeć jej sierść. Popędzałam ją kiedy się zatrzymywała.
-Tak jest. Dobrze ci idzie.- usłyszałam głos taty i zobaczyłam jak wychodzi po za ogrodzenie. Stanął i łokciami oparł się o barierkę.
Po paru okrążeniach rozluźniłam się. Pgoniłam klaczkę do kłusa, a potem do delikatnego galopu, bo nie chciałam jej przemęczać. Kazałam jej przejść do stępa i podejść do mnie. Odpiełam ją i odgoniłam. Chciałam zrobić z nią Join-up. Kazałam jej biec cały czas kłusem, równym tępem. Po 10 minutach zobaczyłam to co chciałam; czyli trzy znaki. Opuściła głowę w dół i zaczęła ruszać pyskiem, jakby coś przeżuwała, a także skierowała ucho w moją stronę. Odwróciłam się do niej plecami. Słyszałam jak się zatrzymuje. To była ta najważniejsza chwila, albo mi zaufa, albo odejdzie. Rozmyślałam tak sobie, kiedy poczułam delikatny podmuch. Odwróciłam się i zobaczyłam tą samą klacz, której ufałam bezgranicznie, która mnie tyle nauczyła, która była moim kochanym pyszczkiem. Pogłaskałam ją po pysku i przytuliłam się do niej, a ona położyła mi pyszczek na biodrze.
-Tak ślicznotko, to ja.
Klacz zaczęła wąchać mi protezę. Uśmiechnęłam się i poleciały mi łzy po policzku.
-Kocham cię- szepnęłam.
Usłyszałam chrząkanie. Odwróciłam się, ale nie zobaczyłam taty tylko Antka. Wytarłam rękawem łzy, sięgnęłam po lonże i bacik. Wyszłam pod ogrodzeniem, omijając go, a Diablicę zostawiłam na lonżowniku.
-Ola czy możemy porozmawiać?- spytał
Nic nie odpowiedziałam.
-Ola, posłuchaj...!
Nadal milczałam jak grób i szłam w stronę siodlarni. Nagle poczułam dotyk na ramieniu i, że ktoś mnie obraca.
-Czy możesz mnie wkońcu posłuchać!!- krzyknął
-Co chcesz?-zapytałam
-Porozmawiać, ale na spokojnie.
-A o czym my mamy rozmawiać? Nie było ciebie od ponad miesiąca i nagle się zjawiasz i prosisz, abyśmy porozmawiali? Myślałam, że coś ci się stało, nie odbierałeś telefonów i nie odpisywałeś na SMS'y. I co ja mam teraz myśleć? Hmm?
Nastała chwila ciszy.
-Przepraszam, ale...
-Ale co? Już wróciłem i możemy znów być razem, bo ciebie nadal kocham. Już kiedyś miałam taki przypadek i nie chcę go powtarzać.
-Tylko chodzi o to, że kiedy lekarze powiedzieli, że już się nie obudzisz, załamałem się. Moi rodzice to zauważyli i przeprowadziliśmy się dla mojego dobra, a nie odzwaniałem, bo zmieniłem telefon. Proszę cię, ja nie chciałem, aby tak się stało...- i wtedy go pocałowałam.
-Lubię cię w taki sposób usiszać.- uśmiechnęłam się i pocałowałam go jeszcze raz.
-------------------------------------------------------------------------
Nawet mi się podoba. Jestem happy, bo od jutra do środy rekolekcje ^^, a w środę II jazda w nowej stajni i może coś poskaczemy ^^ A tak w ogóle to w sobotę są zawody skokowe i może w nich wystartuję i znowu na Macho ;) Dzisiaj przed jazdą dzwoni do mnie koleżanka z grupy, że mamy być wcześniej, bo mamy ,,skakać'' (bez koni) przeszkody. No i ja przeskoczyłam cały parkur i jadę ,,galopem'' xD na szereg skok-wyskok i na pierwszej przeszkodzie się wyglebałam i nie mogłam wyprostować nogi xD A to było przed jazdą, na szczęście przestało boleć, ale bół niestety wrócił :/ xD A tak w ogóle to przez cały weekend miałam genialną pogodę xD :P
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jezus ! Kocham <3
OdpowiedzUsuńJezusa? xD Dzięki ♥♥♥
Usuń