Rozdział 10
Nie wychodziłam z pokoju od dwóch dni, ale postanowiłam, że dzisiaj wyjdę, ponieważ ile można tu gnić?! Założyłam bryczesy, sztyblety i sztylpy i wyszłam z domu. Kiedy weszłam do stajni unikałam wszystkich nawet Adama i Klaudię, ale oni nie uciskali. Weszłam do siodlarni po sprzęt Diablicy. Na szczęście nikogo nie było. Wzięłam to co potrzeba i podeszłam do klaczki, a ona zarżała. Wyczyściłam ją i osiodłałam. Nie chciało mi się jeździć w kółko, więc pojechałam w teren. Jechałam sobie spokojnym stępem po galopie, kiedy Diablica stanęła w miejscu i zaczęła się patrzeć w jeden punkt za drzewami. Próbowałam coś zobaczyć, kiedy klacz nagle zerwała się dzikim galopem. Próbowałam ją zatrzymać, ale nic z tego. Zobaczyłam gałąź, nie zwykłą gałązkę, ale sporą i już wiedziałam, że jej nie zatrzymam. Próbowałam z całej siły, kiedy głową walnęłam o gałąź.
***
Jasność, widzę jasność. Otworzyłam oczy. Byłam w małym pomieszczeniu z jakimiś sprzętami. Byłam w szpitalu. Kiedy wszystko sobie przypominałam do sali weszła pielęgniarka.
-O, widzę, że się obudziłaś.-uśmiechnęła się do mnie
-Byłam-zachrząkałam- w terenie, na Diablicy i walnęłam w coś głową.
-To prawda.-powiedziała- i byłaś w śpiączce dwa dni, pamiętasz wszystkich?
Zastanowiłam się o co jej chodzi. A no tak!
-Tak. Mam chłopaka, przyjaciółkę, mieszkam z tatą, który prowadzi stajnię.-powiedziałam
-Zgadza się.
-A co z urazami?
-Miałaś wstrząs mózgu, ale teraz jest lepiej. Tylko pamiętaj, że teraz masz się nie przemęczać.
-Jasne.
-Zaraz zadzwonię do twojego tatę, aby po ciebie przyjechał.-po czym wyszła.
Ze szpitala wyszłam dopiero, gdy lekarze stwierdzili, że wszystko jest OK, czyli w domu byłam ok, dwudziestej drugiej, po czym od razy poszłam spać.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział jest taki sobie. Mi się nie podoba, ale jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz